Auro: c h a p t e r o n e


Śmiech i głośne rozmowy roznosiły się po dziedzińcu Akademii im. Stephana Prince'a dla młodzieży o nadprzyrodzonych zdolnościach. Każdy młody człowiek w wieku od piętnastu do dwudziestu lat ubrany był w czarną o prostym kroju szatkę z herbem szkoły na piersi. Uczniowie byli zadowoleni z rozpoczęcia roku szkolnego w Akademii, nawet młodziaki uśmiechnięte od ucha do ucha rozglądały się dookoła podziwiając białe budynki i bujną roślinność. Wszyscy prócz jednej uczennicy.
-Auro! Zwolnij do cholery! - Zirytowany chłopak co chwila upominał swoją przyjaciółkę aby choć odrobinę zwolniła, na co ta jedynie przewracała oczami i mruczała wściekle pod nosem przeróżne wyzwiska. -Auro! Jeśli zaraz się nie zatrzymasz, wykorzystam moją magię na Tobie! - Młody mag po raz kolejny spróbował szantażu na ciemnowłosej, aż wreszcie się zatrzymała. Niestety zrobiła to tak gwałtownie, że jej towarzysz z impetem wpadł na nią, rozlewając na jej szatkę czerwony napój.
-Aaron! - Gdyby tylko można było zabić wzrokiem, ten leżałby już z roztrzaskaną czaszką. Chociaż z drugiej strony, gdyby tak była demonem, mogłaby go przynajmniej lekko po torturować samą siłą umysłu.
-Dziewczyno! Powiesz mi wreszcie co się tam stało?! - krzyk zaciekawionego maga strasznie zirytował jego towarzyszkę, która poczuła potrzebę zniszczenia czegoś. O dziwo nie czuła smutku, nigdy, uważała to uczucie za słabość, łzy były dla słabeuszy, nie dla niej. Złapała za pierwszą rzecz jaką znalazła się w zasięgu jej ręki i cisnęła nią prosto w drzewo. Rzeczą tą okazał się napój Aarona, który do połowy wylał na nią przed sekundą.
-Wisisz mi sok – mruknął niewzruszony zachowaniem swojej przyjaciółki, która często w taki sposób odreagowywała. - I wyjaśnienia.
Ta jedynie westchnęła, podeszła do pobliskiej ławeczki i usiadła jeszcze raz wzdychając.
-Dali mi trzy miesiące Aaron. Trzy miesiące na dowiedzenie się kim jestem albo wylatuję – wyszeptała i spojrzała w jego błękitne niczym niebo oczy. Lubiła w nie patrzeć, magowie różnili się od reszty nadprzyrodzonych tym, że każdy z nich miał swój osobisty „wzór” oczu. Aaron posiadał od źrenic delikatny, bardzo jasny błękit, a im dalej tym odcień zmieniał się na coraz bardziej niebieski. Te oczy ją uspakajały, tak samo jak teraz. - Do tego po raz kolejny podpaliłam krawat dyrektora – lekko się uśmiechnęła na wspomnienie przerażonego mężczyzny, którego tak bardzo nienawidziła.
-Czemu nie chcą uwierzyć w to, że jesteś magiem? Przecież masz z nami wiele wspólnego – rzekł zdenerwowany chłopak. Od samego początku twierdził, że Auro musi być magiem, po prostu czuł w kościach, że mają ze sobą wiele wspólnego i nie tylko chodziło mu o charakter czy zainteresowania.
-Nie mam w sobie ani grama krwi Anioła, a przypomnę Ci, że jesteś nim w pięćdziesięciu procentach – przypomniała mu z lekkim grymasem na twarzy. Jako jedyna piątoklasistka nie wiedziała do jakiego gatunku przynależy co doprowadzało ją do szału, szczególnie teraz, kiedy dyrekcja zagroziła jej wyrzuceniem z Akademii, która była dla niej całym życiem. Choć dziewczyna miała bardzo dobre stopnie oraz posiadała interesujące zdolności, jakimi mało kto mógł się pochwalić to dyrekcja zbyt bardzo bała się odpowiedzialności za to co może się z nią stać po jej dwudziestych urodzinach, kiedy to osiągnie dojrzałość i nie będzie wstanie ujarzmić swoich mocy, które ją zabiją albo, w gorszym wypadku, zamienią w dziką i na zawsze straci rozum. Pokiwała zrezygnowana głową aby pozbyć się złych myśli po czym razem z przyjacielem ruszyła na rozpoczęcie roku akademickiego.

Sala jak co roku oczarowywała uczniów swoim wystrojem. Anioły od zawsze kochały przyrodę i wszystko co z nią związane, tak więc co roku sala spotkań zamienia się w leśną polanę, która wabi swoimi pięknymi zapachami oraz niepowtarzalnym wyglądem. Na środku pomieszczenia stoi niewielki podest, gdzie stoją nauczyciele razem z dyrekcją. Podniesienie w tym roku zostało udekorowane pięknymi białymi różami*, które Anioły uważały za swój symbol oraz widniały na herbie Akademii. Dookoła rozstawiono białe, drewniane krzesełka dla uczniów, każda klasa miała swoją barwę, nie dzielono na gatunki, gdyż motto szkoły głosiło „równość między uczniami przede wszystkim”. Młodziaki siadały na krzesłach z pomarańczową kokardą, co miało oznaczać entuzjazm i kreatywność dla pierwszaków w ich podróży przez edukację. Drugoklasiści zasiadali na miejsca z kokardami o barwię zielonej, która miała dodawać harmonii i więcej życia do ich dni spędzonych w Akademii. Trzecioklasiści dostawali niebieskie kokardy, które miały dla nich oznaczać sukces oraz pewność siebie. Uczniowie klas czwartych otrzymali wstążki o barwię słońca, która miała symbolizować ciepło oraz pozytywność. Seniorzy, czyli ostatnia klasa otrzymała czerń, która miała podkreślać powagę i autorytet. Mało kto przejmował się znaczeniem materiałowych ozdób, aczkolwiek niosły one ze sobą wiele, były one mianowicie darami od Anielskiej Rady. W każdej z nich znajdowała się cząstka magii Starszyzny, która miała pomóc uczniom podczas nowego roku.
W sali panował harmider, uczniowie dość głośno rozmawiali na temat swoich wakacji oraz zbliżających się zajęć. Chodziła plotka, że do szkoły przybyło trzech nowych nauczycieli i każdy był podekscytowany.
W momencie kiedy Auro razem z przyjacielem odnalazła dla siebie miejsca do sali weszła Rada razem z gronem nauczycielskim. Brunetka nadal czuła wstręt do dyrekcji, tak więc nawet nie zerknęła w tamtą stronę, wolała analizować swoje linie papilarne na dłoniach niż znowu spojrzeć w zimne oczy Edwarda, których nienawidziła z całego serca. Jednak czuła na sobie czyjś wzrok, co jedynie ją rozdrażniło, dlatego też odwróciła się w stronę przyjaciela, który właśnie z wielkimi oczami wpatrywał się w podest dla nauczycieli.
-Co jest? - Zapytała zdziwiona dziewczyna, dobrze wiedziała, że trudno zaskoczyć młodego maga, a ten w tym momencie, tak jak wielu innych uczniów z zaszokowaniem wpatrywało się się w jedno miejsce.
-Demony – wyszeptał, jego głos lekko zadrżał. Brunetka od raz odwróciła głowę zaciekawiona. Kiedy tylko jej wzrok padł na nowo przybyłych, ujrzała ciemne ślepia wpatrzone w nią. Wysoki, nawet jak dla niej, przystojny mężczyzna z cwaniackim uśmieszkiem obserwował każdy jej ruch z zainteresowaniem. Zaraz obok niego stała wysoka ciemnoskóra kobieta o znudzonym wyrazie twarzy, która wydawała się być zirytowana faktem, że musi przebywać w Akademii, gdzie roi się od irytujących dzieciaków. Tak samo jak mężczyzna obok, jej oczy były przerażająco czarne i puste. Demony miały to do siebie, że choć miały możliwość zmiany swoich oczu na ludzkie, to z przyjemnością pokazywały swoją prawdziwą, przerażającą naturę.
-Drodzy uczniowie! - Donośny głos dyrektora rozniósł się po sali uciszając uczniów. - Chciałbym was przywitać w nowym roku szkolnym w naszej Akademii dla młodzieży o nadprzyrodzonych zdolnościach. Jesteśmy jedną z niewielu szkół, która uczy tolerancji gatunkowej, a nasza szkoła jest otwarta dla każdego! Dlatego też podpisaliśmy w tym roku pakt z kolejnym z gatunków, do naszej szkoły na chwilę obecną dołączyło trzech nowych nauczycieli, w tym dwóch reprezentantów z piekieł. Pan Crowley – wskazał gestem dłoni na wysokiego bruneta, który delikatnie ukłonił się w kierunku uczniów. - Będzie uczył w tym roku obrony razem z Panem Ivanem – tym razem wskazał na młodego mężczyznę, którego wcześniej Auro nie zauważyła. Szatyn o nieziemskich błękitnych oczach, które teraz z dziwną obojętnością wpatrywały się w przestrzeń, jakby praca z potworem miała być dla niego codziennością. - Zaś Pani Maryse zastąpi profesor Evercard i rozpocznie nauczanie historii stworzeń nadprzyrodzonych – mężczyzna mówił dalej, jednak dziewczyna się wyłączyła w momencie, kiedy zaczął omawiać harmonogram tego roku akademickiego. Auro zdecydowanie była zmęczona dzisiejszym dniem, a na jej zegarku, który otrzymała na swoje osiemnaste urodziny od przyjaciela, wskazówki dopiero pokazywały godzinę dwunastą, co ani troszeczkę jej się nie spodobało. W chwili kiedy zabrzmiał pierwszy dzwonek wszyscy z uśmiechem na twarzy zaczęli wychodzić z sali, resztę dnia mogli spędzić w jakikolwiek sposób chcieli.
-Pójdziemy do Dennego? - Z rozmyśleń Auro, wyrwał ją jej najlepszy przyjaciel.
-Jeszcze pytasz – zaśmiała się cicho pod nosem. Maleńka knajpka „ U Dannego” była jedną z niewielu miejsc gdzie uczniowie mogli spędzić miło czas poza Akademią oraz ulubionym miejscem spotkań Auro i Aarona. Przyjaciele już w pierwszej klasie pokochali bar tak samo jak i właściciela. Danny to starszy mężczyzna z gatunku elfów, który dla swojej „drewnianej budy”, jak to miał w zwyczaju nazywać swój lokal, zrobiłby dosłownie wszystko. Auro podziwiała pracę mężczyzny nad tym budynkiem, nie było dnia kiedy by Danny nie siedział przy barze witając nowo przybyłych gości. Kiedy już para przyjaciół miała wychodzić z sali, męski i władczy głos dyrektora ich zatrzymał. Zirytowana do granic możliwości Auro z trudem odwróciła się w kierunku niskiego mężczyzny.
-Tak panie dyrektorze?
-Widzisz droga Auro, zapomniałem Ci przekazać ważną informacje... - zaczął przyglądając się jej podejrzliwie. - Będziesz pobierać indywidualne lekcje u naszych nowych nauczycieli, Pan Crowley będzie dawał Ci lekcje sztuk walki, zaś dla równowagi po każdym treningu spotkasz się z Panem Ivanem, który spróbuję Cię wyciszyć, tak po prostu dla bezpieczeństwa – końcówkę zdania dość dosadnie podkreślił, aby pokazać młodej dziewczynie, że sytuacja w której się znalazła może się naprawdę źle skończyć. - Jesteście wolni, do zobaczenia na lekcjach moi mili – i zniknął za ścianą białego dymu.


 Letni wiatr owiewał jej długie, czekoladowe włosy. Serce biło jak oszalałe, zaś dłonie lekko drżały pod wpływem emocji. Nienawidziła tego, nie znosiła kiedy emocje brały nad nią górę, nawet długie spotkania z Uzdrowicielami jej nie pomagały. Wzięła głębszy oddech i zbliżyła się do lasu, gdzie miała już umówione spotkanie. Rozglądała się dookoła czy aby na pewno nikogo nie ma i nikt nie zauważy co się dzieję, nie chciała zwracać na siebie uwagi, nie chciała aby ludzie potem gadali. Zerknęła na zegarek chyba już po raz dwudziesty w ciągu jednej minuty. Kiedy już miała zrezygnować i odejść czyjaś chuda dłoń owinęła się wokół jej nadgarstka, a długie paznokcie odznaczyły się na mlecznej skórze.
-Już uciekasz? - Mocny, damski głos doszedł do jej uszu, a ona nie była w stanie złapać oddechu. - Spokojnie Rossie, to tylko ja, twoja stara znajoma – wyszeptała odwracając drobną dziewczynę w swoją stronę tak aby znów ujrzeć te przerażone piwne oczy.
-Co ty tutaj robisz? Co wy tutaj robicie? - Brunetka warknęła starając się aby głos ani przez chwilę nie zadrżał co w takim momencie było nie lada wyzwaniem. Nerwowo przyglądała się jej czarnym, demonicznym oczom, które choć wydawały się na pierwszy rzut okiem puste, tak naprawdę zawsze były przepełnione emocjami, najczęściej rozbawieniem, jednak nikt poza Rose tego nie dostrzegał, każdy po krótkiej chwili uciekał wzorkiem bojąc się mocy diablicy.
-Co Oni ci zrobili moja mała Rossie? - Spytała z troską słyszalną w głosie i choć młoda dziewczyna wiedziała, że cała ich rozmowa to przedstawienie, które tak kochała robić kobieta to i tak poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. Maryse trafiła w czuły punkt dziewczyny, która zadrżała po raz kolejny w duchu wmawiając samej sobie, że dreszcze spowodował delikatny podmuch wiatru, a nie wspomnienia, które uderzyły w nią z ogromną siłą. Jej oddech stawał się coraz bardziej nierówny, a łzy pomału stawały w jej dużych oczach.
-Uciekaj Maryse, już nawet w samym piekle przy Lucyferze jest bezpieczniej niż tutaj – wyszeptała drżącym głosem, ostatnimi siłami wyrwała się ze szponów diablicy i już po chwili zniknęła w mroku.


*BIAŁE RÓŻE – symbol szacunku i honoru, oznaczają uduchowioną miłość, pokorę i niewinność

Komentarze

Popularne posty