Notatnik Śmierci, czyli jak Netflix zmarnował swoją szanse.


Znowu przybywam do was z produkcją Netflixa i tym razem nie mam nic dobrego do powiedzenia. Zacznę może jednak od początku, a mianowicie cofnę się w myślach z jakieś... trzy tygodnie wstecz, kiedy to z nudów przeglądałam cudownego YouTube i zobaczyłam zwiastun "Notatnika Śmierci" stworzonego przez znany nam serwis Netflix. Moja pierwsza myśl: "Ojejuńciu, muszę to zobaczyć!", szczególnie, że bardzo podobała mi się wersja anime jak i film z 2006 roku, może nie była to mistrzowska produkcja, ale zdecydowanie lepsza od tego co zobaczyłam nie tak dawno. Tak jak i powiedziałam, tak i zrobiłam, wieczorem przygotowałam sobie popcorn i zasiadłam przed laptopem.



Zacznę może od tego, że wiele ciekawych wątków, które były bardzo dobrze pokazane w anime oraz filmie wyreżyserowanym przez Pana Shusuke Kaneko, zostało po prostu pominięte. Podczas oglądania "Notatnika..." czułam pewien niedosyt, lekkie zniesmaczenie, ponieważ ciągle czekałam na coś co mną wstrząśnie, a dostałam... w sumie nic nie dostałam. Film jest na pewno zrobiony estetycznie, ale to jedyny plus, chociaż przyznam, że podobał mi się Ryuk, ale to wszystko. Nie wiem nawet za bardzo komu miałabym polecić film, na pewno nie polecam tego osobą znającym wersje anime jak i film z 2006 roku, ponieważ będziecie po prostu zawiedzeni na najnowszej wersji i tym jak bardzo zmarnowano tak dobry pomysł.



Ogólnie chce jeszcze powiedzieć o tym, że bardzo, ale to tak niesamowicie bardzo uderzyło we mnie to jak został przedstawiony główny bohater, a mianowicie Light Yagami, którego zagrał niejaki Nat Wolff znany z "Papierowych miast" (jako Quentin Jacobsen), a także  "Gwiazd naszych wina" (jako Isaac) i z tego co wywnioskowałam akurat tą postać zagrał najgorzej (według ocen na filmweb.pl). Light Yagami w anime oraz starszej wersji filmu to sprytny, bardzo inteligentny i mroczny chłopak, a w odróżnieniu od filmu z 2017 jest on odważny, gołym okiem można zobaczyć, że Light w nowym filmie to tchórz. Kojarzycie tekst w stylu "kozak w necie, pizda w świecie"? Nowy Yagami idealnie pasuje do tego, zachowuje się jak dwunastolatek komentujący posty na Facebook'u! Udaje Boga, myśli, że jest kimś wielkim i że ma prawo do wymierzania sprawiedliwości, a tak naprawdę jest zagubionym chłopcem, który "wychowywany" jest przez ojca, którego ciągle nie ma, kiedy dostaje szanse stać się kimś więcej bierze to na siebie bez zastanowienia, ale nie jest wstanie unieść ciężaru Notatnika Śmierci.

 Postaci nieciekawych, szarych, mdłych bądź źle przedstawionych jest w filmie pełno, smuci mnie to, że nie wykorzystano potencjału tej historii. Zawiodłam się na najnowszej wersji i to w 100%. Dla tych którzy nie widzieli anime bądź filmu z 2006 roku, serdecznie zapraszam i polecam!

Dodam jeszcze na koniec pewną cenną uwagę jaką przeczytałam w jednym komentarzu na portalu filmweb, tu cytując: 




"Obaj powinni być geniuszami, którzy chłodno kalkulują każdy swój krok, a tutaj tego nie czuć. I jeszcze ta kreacja L na mazgaja... Słabo."



To chyba sumuję wszystko, przykro mi Netflix - tym razem się nie popisaliście.



Jest piątkowy wieczór, a co za tym idzie jedyna chwilka na szybkie omówienie. Chce również przypomnieć, że jest to jedynie moja osobista ocena, jak ktoś uważa inaczej to szanuje i zachęam do wyrażenia opinii w komentarzu!

N.


Komentarze

Popularne posty