The End of the F***ing World, czyli moje spojrzenie na opowieść o dwójce nietypowych nastolaków.


No kto to powrócił? Wiem, wiem, troszeczkę zaniedbałam swoje obowiązki związane z blogiem, ale hello - nowy rok, nowa ja. Czy jakoś tak. Przejdę od razu do rzeczy, niedawno swoją premierę na Netflix miał nietypowy ośmioodcinkowy serial pt. "The End of the F***ing World", który wywarł na mnie takie wrażenie, że aż postanowiłam się z wami podzielić moimi przemyśleniami.
Zacznę może od tego od czego zacząć się powinno - przybliżę wam odrobinkę zarys fabuły. Na samym początku poznajemy James'a, siedemnastolatka uznającego się za psychopatę. Chłopak po licznych morderstwach zwierząt, pragnie czegoś więcej - postanawia zabić człowieka. W tym samym czasie jego niezrównoważona emocjonalnie rówieśniczka ze szkoły - Alyssa zaczyna się nim interesować, co jest w sumie na rękę młodemu psychopacie. Ich wybuchowe charaktery prowadzą dwójkę nastolatków z jednego problemu do kolejnego, przez co wpadają w poważne kłopoty.
Nie chce za bardzo zdradzać Wam dalszych wydarzeń, bo warto to samemu obejrzeć i jakoś przetrawić. Dlatego jeśli nie oglądałeś/aś tego serialu, nie czytaj dalej, wróć jak obejrzysz serial, a nie zajmie to Wam długo, ponieważ każdy odcinek ma ok 20 minut. Dalej już przejdę do moich przemyśleń na ten temat, więc mogą zdarzyć się spojlery, a co za tym idzie CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.


Co do samego serialu - ładne obrazy, cudowna muzyka, która zawładnęła moim serduszkiem, a nawet od czasu do czasu zabawne teksty, no i to co dla mnie najważniejsze - jakiś niewielki, aczkolwiek przekaz. Zacznę jednak od muzyki, bo w sumie to ona najbardziej mnie poruszyła, dała taką... atmosferę, dzięki której chyba bardziej się wczułam w całą historie. Przyznam się nawet szczerze, że pisząc słucham utworu Brenda Lee "I'm Sorry". Co do wizualnego punktu widzenia - najprościej mówiąc, zakochałam się w krajobrazach, które były tłem w podróżach dwójki dziwnych dzieciaków. Mroczna, lekko tajemnicza kolorystyka, która troszeczkę odzwierciedla charaktery naszych bohaterów. Przerażająca i spokojna jak James, innym razem burzliwa jak Alyssa. Właśnie, kim oni w ogóle są?

James i Alyssa to para... nietypowa i niepowtarzalna. Na samym początku totalnie nie odczuwałam sympatii do dziewczyny, była jak dla mnie zbyt... "Ja chce, ja mam", bezczelna i nieprzyjemna, miałam wrażenie, że przez cały serial będę przeklinać głupiutką nastolatkę, jednak mimo faktu, że jej zachowanie się nie zbyt zmieniało, nie złościłam się, nawet zaczęłam lubić jej negatywne cechy, bez których możliwe, że cała historia nie miałaby prawa zaistnieć, mam wrażenie, że to właśnie Alyssa nakręcała całą akcję. Jessica Barden (Alyssa) oraz Alex Lawther (James) odegrali swoje rolę śpiewająco, nawet przeglądając opinie na Filmweb'ie nie tylko mi spodobała się gra aktorka tej dwójki, ma się wrażenie, że dobrze się bawią pod czas takich scen jak taniec w willi psychopatycznego pisarza i jest to bardzo naturalne, ich ruchy, wyznania, mimika twarzy - uważam to za ogromny plus. Dla widza jest to coś (przynajmniej ja tak uważam) dobrego i przyjemnego, mamy możliwość poczuć to co bohaterowie, że możemy się świetnie bawić razem z nimi albo przeżywać silne emocje jak strach, nienawiść czy radość.

Co do innych postaci - nie są one zbytnio uwydatnione, są bo są, bo być muszą, serial głównie skupia się na dwójce nastolatków. Pokazani są rodzice tej dwójki oraz ich historię opowiedziane z perspektywy Alyssy i James'a, ale także i z ich perspektywy (podczas przesłuchań) jednak jest to przedstawione aby pokazać mocniej jak bardzo rodzice mieli wpływ na ówczesne zachowanie swoich pociech. Po morderstwie właściciela domu, do którego się wkradła nasza sympatyczna parka, poznajemy również Teri i Eunice, parę detektywów prowadzących sprawę zabójstwa. No i tutaj zaczyna się coś czego bardzo, ale to bardzo nie lubię - na siłę wciskany wątek romantyczny. Od samego początku widać jak Eunice próbuję startować do swojej koleżanki z pracy, która nie bardzo jest nią zainteresowana. Są pokazane w świetle "dobrego gliny" i "złego gliny" co mogłoby być bardzo w porządku, gdyby nie ten okropny wątek romansu między nimi. Z czasem zaczynałam czuć niechęć do obu pań, Teri była niesympatyczną postacią, bardzo mdłą, takie nic specjalnego, nawet jako zły glina się nie sprawowała, za to jej partnerka może i była dobra, miła, sympatyczna, ale ta jej naiwność mnie jakoś drażniła podczas oglądania, jej próby zalotów, próba porozumienia się z dwójką nastoletnich zbiegów, jakoś tak - nie polubiłam tej kobiety, a szkoda, bo sam pomysł na wykorzystanie dobrego i złego gliny miało duży potencjał.

Jest jeszcze jeden bohater, którego zostawiłam sobie na koniec - tata Alyssy. Nie wiedziałam trochę jak się za niego zabrać, ponieważ to bohater specyficzny. Z opowieści dziewczyny dowiadujemy się, że mężczyzna zostawił ją i jej matkę ze względu na zbyt dużą różnicę między nim, a jego żoną, jednak co roku wysyłał córce kartkę z życzeniami na urodziny. Jak matka jest pokazana w złym świetle, tak ojciec to cudowny człowiek, który może być jedynym ratunkiem dla naszej pary uciekinierów. No niestety życie jest okrutne i Tony (Navin Chowdhry) okazuję się być dwulicowym dupkiem, który nigdy nawet nie pomyślał aby chociażby wysłać zwykłą kartkę urodzinową dla swojej córki (ciekawe czy w ogóle wiedziałby kiedy ją wysłać). Muszę się jednak przyznać, mimo że miano ojca roku nie trafi do niego to nie najgorzej zagrał swoją rolę (przynajmniej był ciekawszą postacią niż reszta drugoplanowych bohaterów).

Czy w całej tej nieźle popieprzonej historii znajduję się jakiś przekaz? Oczywiście! Przynajmniej ja się tego dopatrzyłam, ale chyba każdego naszła taka myśl. Zachowanie rodziców, ich sposób wychowania ma na dzieci ogromny wpływ, szczególnie zdarzenia z dzieciństwa, czego żywym przykładem jest James, który widząc samobójstwo matki zaczął zachowywać się jak psychopata. Podobnie jest u Alyssy, która nie pasowała do ślicznego obrazka rodziny swojej matki, więc stała się emocjonalnie niestabilna. Trochę smutne, ale nasze największe wady powstają właśnie na wskutek zdarzeń z dzieciństwa. Jak to się mówi? Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość tym na starość trąci.




Ode mnie serial dostaje mocne 7/10, zobaczymy czy doczekamy się kolejnego sezonu, szczególnie, że zakończenie było dość... niejasne. Z jednej strony może chodzi o narzucenie widzowi jakiś rozmyśleń, pozostawienie go w niewiedzy, a z drugiej strony może być oznaką, że doczekamy się sezonu drugiego, a wy jak myślicie?
N.

Komentarze

Popularne posty